+48 600 243 782

biuro@ekoscan.pl

By zrównać się z policjantem - po zmianie przepisów - inspektor ochrony środowiska potrzebowałby jedynie prawa do noszenia broni i stosowania środków przymusu bezpośredniego. Pozostałe uprawnienia w zasadzie już ma i może działać - mówi Henryk Kowalczyk, minister środowiska w rozmowie z Jolantą Ojczyk. I dodaje, że generalnie urzędnicy powinni wychodzić zza biurek.

Czy sprawdzą Państwo jak wszystkie Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska wydają decyzje środowiskowe? Czy zdarzają się takie, jak ta dla 14-kondygnacyjnego zamku w Puszczy Noteckiej, w obszarze Natura 2000?

W tej chwili prowadzona jest kontrola w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Poznaniu. Jeśli pojawią się wątpliwości w innych przypadkach, to będziemy kontrolować też inne dyrekcje. Na razie jednak nie ma takiej potrzeby. Kontrola w poznańskiej RDOŚ rozpoczęła się we wtorek 10 lipca. Poczekajmy więc na jej wyniki. Przede wszystkim jednak RDOŚ mogła wcale nie naruszyć prawa. Proszę pamiętać, że w wydanej w 2015 r. decyzji stwierdzono, że przy zachowaniu nałożonych warunków realizacji przedsięwzięcia, nie powinno ono znacząco negatywnie oddziaływać na obszar Natura 2000. Wydano ją na podstawie raportu przedstawionego przez inwestora. Urzędnicy nie mogą zakładać, że to co dostali na papierze nie zgadza się z rzeczywistością, choć, oczywiście, czasami trudno w to uwierzyć.

Czy RDOŚ nie powinny weryfikować otrzymywanych dokumentów?

Teraz nie muszą. To jest więc sygnał do zastanowienia się, jak powinna wyglądać ta procedura.

Nie jest to zatem wina urzędników, tylko przepisów?

Jeśli urzędnik zatwierdza raport, który budzi podejrzenia, to powinien go skrupulatnie sprawdzić. Jak trzeba, to chociażby odbywając wizytację terenową. Choć jak zaznaczyłem, obecnie to nie należy do jego obowiązków.

Eksperci zauważają, że także inspektorzy ochrony środowiska sprawdzają tylko papiery, i to głównie samorządowe, a nie przedsiębiorców zajmujących się odpadami. Stąd tyle pożarów. Niektórzy twierdzą, że znowelizowane właśnie przepisy, nie muszą tego zmienić.

Moglibyśmy się spotkać z takim zarzutem, gdybyśmy zmieniali tylko ustawę o odpadach. My jednak wprowadziliśmy również bardzo duże zmiany w ustawie o inspekcji ochrony środowiska po to właśnie, aby ją wzmocnić. Wprowadzamy 24 godzinny system pracy inspekcji, kontrole interwencyjne, prawo do przeszukiwania, używania dronów, itp. Inspektorzy będą więc mogli wejść na teren, gdzie gromadzone są odpady w każdej chwili i pobrać próbki do badań, bo dostaną częściowo takie uprawnienia jak inne służby.

Nie będą wciąż jednak środowiskową policją. Czy będą musieli mieć asystę policji?

W teorii nie muszą, w praktyce można sobie wyobrazić, że inspektor spotyka zamkniętą bramę, a przedsiębiorca go nie wpuszcza na teren składowiska. W takiej sytuacji ma prawo wezwać do pomocy policję, bo tylko ona może zastosować określone środki przymusu. Dlatego nowelizacja przewiduje wzajemną pomoc służb. Jeśli brama będzie otwarta, to inspektor nie musi mieć wsparcia. Uczciwy przedsiębiorca przecież nie będzie miał nic do ukrycia, to jasne.

Nie lepiej by było, aby inspektor był takim policjantem chroniącym środowisko? Chodzi mi też o mentalność, urzędnicy nie lubią działać w terenie.

By zrównać się z policjantem - po zmianie przepisów - inspektor potrzebowałby jedynie prawa do noszenia broni i stosowania środków przymusu bezpośredniego, co nie wydaje się konieczne. Pozostałe uprawnienia w zasadzie już ma. Może występować z aktem oskarżenia oraz przed sądem jako oskarżyciel posiłkowy.

Problemem podobno nie są polskie odpady, ale te sprowadzane z zagranicy. Czy wiadomo, jak część odpadów, która płonie, pochodzi z zagranicy?

Są to zapewne i odpady z Polski, i zagranicy. Ile dokładnie, nie mamy pewności. Z informacji inspekcji wynika, że dotychczas potwierdzono dwa przypadki pożaru, w wyniku którego spłonęły odpady pochodzące z zagranicy. Mamy dane o miejscach nielegalnego nagromadzenia odpadów. Inspekcja Ochrony Środowiska zidentyfikowała ponad sto miejsc nielegalnego magazynowania lub składowania odpadów zarówno takich, którym wygasło już zezwolenie na przetwarzanie lub zezwolenie na zbieranie odpadów, jak i tych które takich decyzji w ogóle nie miały. To jest dość dużo.

Czy inspektorzy mogą ustalić skąd są odpady?

W przypadku odpadów komunalnych są dokumenty finansowe, takie jak np. faktury i można zidentyfikować skąd one pochodzą. W ten sposób na jednym z miejsc magazynowania odpadów odkryto np. znaczne ilości odpadów pochodzących z Anglii. Problem polega na tym, że do tej pory inspekcja nie miała narzędzi do kontroli pojazdów, którymi odpady są przywożone do Polski. A choć Główny Inspektor Ochrony Środowiska nigdy nie wydał zezwolenia na przywóz do Polski takich odpadów, to one do nas trafiają nielegalnie. GIOŚ wydaje tylko zezwolenia na przywóz odpadów (np. zużytych olejów, akumulatorów , gdy nie ma zastrzeżeń do działalności instalacji, która ma je przetworzyć w Polsce i tylko w przypadku, gdy są to surowce wtórne dla przemysłu. Problem w tym, że pod płaszczykiem zezwoleń na sprowadzanie tego typu odpadów, przewożone są inne. Obecnie jednak inspektorzy nie mogą kontrolować ciężarówek. Takie prawo ma tylko Straż Graniczna, Krajowa Administracja Skarbowa oraz Inspekcja Transportu Drogowego. Gdy któraś z tych służb zatrzyma nielegalny transport, informuje GIOŚ. Ostatnio, np. patrol z Opolskiego Urzędu Celno-Skarbowego po analizie dokumentów i wstępnych oględzinach ładunku ustalił, że w ciężarówce jadącej z Wielkiej Brytanii przewożone są odpady zmieszane o nieznanym składzie i intensywnym zapachu stęchlizny. Ich odbiorcą miała być polska firma zajmująca się przywozem odpadów w postaci paliw alternatywnych.

Co zmienią przepisy? Przybędzie inspektorów ochrony środowiska na przejściach granicznych?

Po wejściu w życie nowelizacji ustawy każdy inspektor będzie mógł sprawdzić, co wiezie ciężarówka, czy tylko odpady na które ma zezwolenie, czy też inne. Proszę też pamiętać, że mamy strefę Schengen. Przez „byłe” przejścia graniczne transporty ciężarowe wjeżdżają więc swobodnie, co zmusza służby kontrolne do wychwytania nielegalnych transportów odpadów jedynie podczas rutynowych kontroli drogowych, co nie jest łatwe. I choć wszystkie służby mają dostęp do bazy danych o zezwoleniach na przewożone odpady, to najlepiej je analizują inspektorzy i to oni mogą szybko zainterweniować.

Nie boi się Pan, że spełnią się przepowiednie ekspertów i skrócenie z trzech do jednego roku czasu przechowywania odpadów powiększy szarą strefę?

Skrócenie tego okresu jest przede wszystkim po to, żeby nie magazynować odpadów zbyt długo. To ma zmobilizować przedsiębiorców do ich szybszego zagospodarowywania. W Polsce jest dużo odpadów, które leżą odłogiem, a np. w przypadku odpadów niebezpiecznych spalarnie proszą o odpady z zagranicy, bo nie mają czym palić.

Skąd takie sprzeczności?

Problem polega na tym, że zagospodarowanie odpadów jest kosztowne. Najtaniej i najprościej jest przyjąć odpady, wziąć pieniądze i zniknąć. Aby oddać je do spalarni, trzeba je przesegregować, a to jest kosztowne. Jak już coś wyjdzie z Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych, to już nie są najgorsze, zmieszane odpady. Selekcja jednak kosztuje, i nikt nie chce za to płacić. My chcemy, aby ci którzy gromadzą odpady, robili z nimi porządek. Segregowali je. To co da się odzyskać przekazywali dalej do przetworzenia, a resztę oddawali do spalarni.

Walką ułatwiłaby działająca w pełni centralna baza odpadów. Kiedy będzie skończona?

Baza Danych o Odpadach jest właśnie tworzona. Na początku roku uruchomiliśmy pierwszy moduł, elektroniczny rejestr, w którym są wpisywane przedsiębiorstwa zajmujące się gospodarką odpadami. Teraz jesteśmy na etapie opracowywania nowego modułu obejmującego prowadzenie ewidencji odpadów przez przedsiębiorców i zbieranie danych dotyczących krajowego przewozu odpadów. Obecnie odrębną bazę prowadzi Główny Inspektor Ochrony Środowiska i gromadzi dane o zezwoleniach na przywóz odpadów z zagranicy. Cały proces planujemy zakończyć w 2020 r. Wtedy baza danych o odpadach zacznie działać podobnie do Jednolitego Pliku Kontrolnego czy systemu monitorowania transportu drogowego.

Jolanta Ojczyk